poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Uczuć dotyk.

Wracam do domu, wciąż czując jego dotyk na swojej skórze... i chcę wrócić tam do niego, być z nim zawsze, już na zawsze. Móc spojrzeć w te niebieskie, prawie takie same jak moje oczy, powiedzieć jak bardzo kocham. Patrzeć z nim w gwiazdy i cieszyć się kiedy zobaczę spadającą, wciąż myśląc to samo życzenie. Ściągam koszulkę i czuję na niej jego zapach, i potrafię tak stać bardzo długo, zaciągając się tym zapachem, wspominając wszystko co było i uśmiechając się jak głupia. 
I jakoś nie wyobrażam sobie już życia bez leżenia nocami na zimnej, mokrej trawie, z głową na jego klatce, wsłuchana w bicie jego serca... mojego serca. Bez dogryzania sobie nawzajem, bez uścisku jego silnych rąk, bez znęcania się nad sobą nawzajem przez łaskotki... bez niego
Wiesz kiedy zrozumiałam jak bardzo mi na nim zależy, jak mocno go kocham? Kiedy coś się stało, kiedy trafił do szpitala, kiedy mógł umrzeć... ten cholerny strach. Nieprzespana, przepłakana noc, czekanie za wiadomością co się dzieje, mokra poduszka, natłok myśli, no bo czemu tak długo nikt się nie odzywa? Obiecuję sobie, że już nigdy go nie ugryzę, nie zdrobnię jego imienia, nigdy się z nim nie pokłócę, że nawet już nigdy nie wejdę na żaden portal, bo wiem jak tego nie lubi, byleby tylko nic się nie stało, żeby wrócił do mnie, cały i zdrowy. A potem łzy szczęścia, kiedy w końcu się odezwał, mówiąc, że to raczej nic poważnego. 



wtorek, 24 czerwca 2014

Płacz czasem pomaga. Bardzo.

Szkoła, bliscy, problemy.. wszystko kłębi się w środku serca. Taki balonik, do którego to wszystko wdmuchujemy i wdmuchujemy, aż w końcu pęknie. Po prostu za którymś razem, za którymś problemem z kolei, i mogą to być nawet podarte rajstopy, coś wybuchnie, puf. I płaczesz, jak małe dziecko.. Każdy ma okresloną dawkę bólu, po którym wymięka, każdy ma inny balonik. Jedni cienki jak bańka mydlana, a drudzy gruby, jakby z nierozrywalnego materiału. Ale pomimo wszystko każdy balon w końcu pęknie. Wszystkie złe emocje wybuchną, wbiją się maleńkimi kawałkami w duszę. 
Nie duś tego w sobie, nigdy. Weź swoje ulubione 36,6, przytul się i płacz, płacz... Wylej te kawałeczki złych emocji przez łzy. To jedyny sposób na pozbycie się syfu z serca. 





sobota, 17 maja 2014

Ta aura mnie wciąga jak lejek tornada.

Muzyka, którą grają krople deszczu uderzające o parapet tak idealnie wpasowała się w mój nastrój. Otulam to zmarznięte ciało grubym kocem, siadam w ulubionym fotelu, ogrzewam skostniałe dłonie parzącym kubkiem z kawą. I nie chcę już nic więcej, nic prócz Ciebie. Nic, prócz dotyku Twoich lodowatych rąk. Nic, prócz Twojego oddechu na mojej szyi. Nic, prócz smaku Twoich ust. Nic, prócz Twojej obecności. Nie musisz nic mówić. Po prostu przyjdź, przytul, pocałuj i bądź, już zawsze. 
Jestem głupią, naiwną dziewczynką. Przysłuchuję się każdym odgłosom za drzwiami. Za każdym razem słysząc kroki na klatce schodowej mam nadzieję, że to Ty. Ale kroki cichną, nikt nie puka, idą wyżej, zabierając ze sobą kolejny skrawek moich ostatnich promyków nadziei.  
Przecież mogłabym wstać, iść po ten cholerny telefon, wybrać Twój numer i wcisnąć zieloną. Potem pogadać z Tobą i umówić się na kawę. Nawet powiedzieć Ci jak bardzo tęsknię i że Cię kocham. 
Ale, cholera! To nie jest takie proste. 

Zimne jak lód, gdy serca chłód, zwiastunem burzy, deszcz Twojej duszy.



sobota, 3 maja 2014

Ich już nie ma.

Krople deszczu spływające po tej smutnej twarzy, rozmywające perfekcyjny makijaż. Może i dobrze, że pada, przynajmniej nikt nie widzi, że to nie tylko deszcz jest sprawcą tego bałaganu na jej twarzy. 
Szła, dumnie, z podniesioną głową. Nie szlochała, po prostu wylewała łzy, litry łez. W jej głowie wirowało.
To koniec. 
KONIEC. 
Jaki kurwa koniec? 
Wpadła na klatkę schodową. Skurwiel, myślała wbiegając po schodach. Mokrą ręką sięgnęła po klucze, chwilę mocowała się z zamkiem, nie mogąc trafić w dziurkę. Wpadła do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Już nie wytrzymała. Upadła zanosząc się głośnym płaczem. Spojrzała za okno. Niebo nadal płakało. I nagle zrozumiała. Już nie chce, nie chce już żyć. I wszystko ucichło. 
Poszła do łazienki, przetarła twarz zimną ręką i wyciągnęła tabletki. Zjadła wszystkie. Spojrzała w lustro, prosto w swoje błękitne oczy, już ostatni raz.
Osunęła się na zimne kafelki. Tak, to koniec, wyszeptała powoli zamykając oczy.






Mieliśmy błękitne oczy i nikt Nas nie kochał, oprócz Nas samych kurwa nikt Nas nie kochał. 

czwartek, 17 kwietnia 2014

Nie daję rady.

Ranię i siebie, i jego, i wszystkich wokół. 

Zimna suka. Taa.. Zimna suka, która płacze częściej niż sika. Nie.. zdecydowanie nie.. Może zgrywam taką sukę, ale w głębi serca jestem małą dziewczynką, która potrzebuje kogoś kto obroni ją przed całym złem świata. I nawet jest taki ktoś, ale.. 
Jak głupim człowiekiem trzeba być, żeby odtrącać osobę, której naprawdę na tobie zależy? Potrzebować wsparcia, mieć kogoś kto jest w stanie ci to dać, ale i tak wybrać dupka, który ma na ciebie kompletnie wyjebane. 

Nierówna walka;
Serce kontra rozum..
 Zawsze wygrywa serce. 

Pieprzone serce, pieprzone uczucia, pieprzona miłość. 





niedziela, 16 lutego 2014

Zgubiłam sens życia, gdzieś pomiędzy kolejnym kocham, a nienawidzę.


Wspomnienia, obrazy przewijające się przez moją głowę setki razy w ciągu dnia, tysiące w ciągu bezsennych nocy. Wspólne ubieranie choinki, zabawa w chowanego, Tabaluga i frytki prawie każdego wieczoru i te kłótnie kto dostanie większą porcje, chociaż mama zawsze dzieliła po równo, kulig każdej zimy, tyle godzin spędzonych na jeżdżeniu gokartami jeszcze za dzieciaka, Peja, który wiecznie leciał z głośników.. przecież to przez Niego słucham teraz rapu, który tak bardzo pomaga. Nigdy nie zapomnę tego widoku, kiedy w niedzielny poranek, leżąc jeszcze w łóżku, lecząc kaca po sobotniej imprezie piwem i papierosem oglądał Scooby'iego.. Jego łzy, kiedy w domu było tak okropnie źle, że przestał mieć nadzieję na nadejście "lepszego jutra". Wszystkie złe słowa, które kierowaliśmy w swoim kierunku. Nasza ostatnia rozmowa, tak cholernie poważna, jak jeszcze nigdy. Pytał czy wrócę, po tym jak oznajmiłam, że naprawdę wyprowadzam się z tego patologicznego domu. Moje "nie wiem", którego teraz tak bardzo żałuję.. żałuję, że zostawiłam Go samego po środku tego piekła, które kiedyś śmiało mogłam nazwać domem. Teraz już nie wrócę, bo po co? Nie mam dla kogo wracać. On odszedł, zostawił mnie, tak jak ja Jego, dwa miesiące temu. Ale On odszedł już na zawsze. 
Kiedyś tak bardzo Go nienawidziłam za każde niemiłe słowo. Teraz chciałabym, żeby nazywał mnie suką, idiotką, pojebanym debilem.. byleby tylko BYŁ.
By BYŁ.
By BYŁ.
By kurwa BYŁ.

Nie mam siły, by wstać. Nie mam siły, by iść. Nie mam siły, by grać. Nie mam siły, by żyć.




wtorek, 11 lutego 2014

Death.

Cienka granica między życiem, a śmiercią.
Zbyt cienka.
Stanowczo za cienka.
Jedno pytanie, które ciśnie mi się za usta każdego dnia: "dlaczego"? Dlaczego ludzie to robią? Odbierają sobie życie. Zostawiają nas, pozwalają na to, żebyśmy cierpieli. 
Nie da się, naprawdę się nie da opisać tego uczucia, gdy odbierasz telefon i słyszysz w słuchawce "twoja/twój mama/siostra/brat/przyjaciółka nie żyje", nie wierzysz, nie chcesz wierzyć. Potem dowiadujesz się, że ta osoba sama odebrała sobie życie. To jeszcze bardziej boli. No bo dlaczego? No kurwa dlaczego? 

Cały czas gramy. Gramy w życie. 
Samobójcy to przegrani. 
Przegrali życie ze śmiercią.
Samobójcy to tchórze. 
Boją się życia. 
Samobójcy to egoiści.
 

KURWA. 




Docenisz jak stracisz. 
Ale.. lepiej doceniaj póki masz.
.